HRS

środa, 6 marca 2013

Jodhpur - niebieskie miasto

Po noclegu na lotnisku w Mumbaiu czas na odprawę i lot dalej, do pierwszej miejscowości przewidzianej w naszym planie - Jodhpuru. Lot przespany w całości, lądowanie średnio spokojne, ale bez nerwów. Wysiadamy na lotnisko, na którym stacjonują samoloty wojskowe. Co chwila słychać huk startujących maszyn. Malutki terminal, chwilka oczekiwania na bagaże i bez żadnej kontroli wychodzimy przed budynek lotniska. Mieliśmy wcześniej znalezione przykładowe hotele i hostele, ale najpierw chcieliśmy zajechać na dworzec kolejowy zakupić bilety na resztę podróży. Trzeba jakoś było się dostać do centrum, więc szukamy jakiegoś transportu. Na lotnisku stoją taxi i tuk tuki, których jest pełno. Pytamy o cenę przejazdu do hotelu, ale najpierw zahaczając o dworzec. Cena dość wysoka i na nią się nie godzimy. Wychodzimy całkowicie z terenu lotniska a tam kolejne tuk tuki czekające na turystów. Dogadujemy się w kwestii ceny i ruszamy.


Jeju jaki szok! Ale oni tu jeżdżą! Oni nie mają tu wypadków - moje pierwsze myśli kiedy ruszyliśmy. Zamiast kierunkowskazów - klaksony, krowy na ulicach, tłum ludzi, głośno i jeszcze raz te klaksony. No nic jakoś trzeba dać radę. Po dojeździe na dworzec jednak nie kupiliśmy biletów, już nie pamiętam z jakiego powodu. Czas ruszyć do hoteliku. Jeździmy, szukamy go i w końcu jest. W życiu bym nie powiedział, że kiedyś w takim miejscu będę nocował, nic nie wskazywało na hotel. Jak się później okazało, chyba jedno z lepszych miejsc w jakim spaliśmy, a na pewno najlepsze indyjskie jedzenie jakie jedliśmy. Super właścicielka, bardzo pomocna i tu kolejny raz spotykamy się z niezwykłą gościnnością. Z tego co pamiętam nocleg miał kosztować 400 rupi za osobę/ doba. Hotel nazywał się Heaven Guest House
Po podróży trochę zgłodnieliśmy, więc właścicielka zaproponowała nam obiad, nawet nie pytaliśmy o cenę tylko się zgodziliśmy. Trochę oczekiwania i dostaliśmy w sumie bardzo dobry obiad w restauracji mieszczącej się na dachu hotelu z pięknym widokiem na fort i miasto. Po obiedzie spacer do centrum miasteczka i do bankomatu. Jak tu kolorowo! Kolejne krowy na ulicach. Sam szczerze byłem zauroczony widokami mimo wszechobecnego syfu i brudu. Może dlatego, że to pierwsze godziny w prawdziwych Indiach i czułem pewną fascynację. Udajemy się na spacer bocznymi uliczkami, potem trafiamy na główną ulicę i po 5 minutach w spalinach, hałasie i tłoku uciekamy w boczne uliczki, bo nie da się oddychać. W monopolowym kupujemy piwko (80 rupi) i udajemy się do hotelu. Na miejscu właścicielka proponuje nam całodzienną wycieczkę po największych atrakcjach Jodhpuru - Meherangarh fort, Jaswant Tada, Pałac cesarski i Mandore Garden - cena o ile pamięć mnie nie myli to miało być 600 rupi, więc chwila zastanowienia i decydujemy się na taką wyprawę. Wieczorem jeszcze kilka zdjęć oświetlonego fortu, kolacja i spać.
Pierwszy obiad w Indiach

Rano pobudka, śniadanie, do śniadania pierwszy raz na próbę mango lassi, z pewnym strachem, ale całe szczęście obeszło się bez problemów żołądkowych. Następnie do pokoju po aparaty i czas zacząć wycieczkę. Tuk tuki już czekają na nas przed hotelem. Ruszamy. Jedziemy obok jakiejś szkoły wojskowej i jednostki wojskowej. Wąskie uliczki w centrum miasta mokre od wody, którą przed chwilą wylała cysterna aby je umyć. Dojeżdżamy do pierwszej atrakcji - pałac cesarski. Wstęp na teren bezpłatny, natomiast do wnętrza pałacu 60 rupi. Zdecydowaliśmy, że nie wchodzimy, więc wracamy do naszych kierowców i jedziemy do kolejnej atrakcji.
Pałac cesarski
Po drodze jak się później okazało, stały punkt wycieczek - sklep ze wszystkim i niczym. Proszą nas abyśmy zasiedli i odbywa się pokaz materiałów. Właściciele szczycą się, że robią narzuty, szale itp. dla większości europejskich projektantów i na dowód tego pokazują nam jakiś artykuł w gazecie. Po pokazie oczywiście próba sprzedaży zaprezentowanych rzeczy i bezcenny tekst o projektantach "Próbują to sprzedać w Europie za 1200 Euro, cena dla was jedyne 180 Euro" i tak z każdą pierdołą.
Po pokazie, który nie zakończył się sprzedażą, wracamy do naszych tuk tuków i jedziemy dalej. Po krótkiej chwili zajeżdżamy pod bramę ogrodu. Zakupy zimnych napoi i wchodzimy na teren parku. Po 100 m trafiamy na grupkę szkolną, która bardzo chciała z nami zdjęcie (później bardzo często spotykała nas taka sytuacja). Największą atrakcją dla nich było zobaczenie się w ekranie aparatu. Ta ich radość bezcenna.
Idziemy dalej i naszym oczom ukazują się bardzo ładne budynki, ale nie skręcamy, bo ścieżka wiedzie prosto. Dochodzimy do trawników a tam co? Pierwsza małpa na wolności. Próba zbliżenia kończy się małym pokazem złości małpy i nas odstrasza. Zbliżamy się do budowli, tam też kilka wycieczek szkolnych, wszystkie dzieci w mundurkach. Kilka zdjęć, po czym wracamy do naszych pojazdów, które czekają przed bramą. Wstęp do parku darmowy.


Dalszą atrakcją jest Jaswant Tada - świątynia nieopodal fortu z widokiem na miasto. Wstęp 30 rupi. Nic ciekawego we wnętrzu, kilka zdjęć, posąg i tyle. 
Ostatnim punktem wycieczki był Meherangarh fort. Wstęp 300 rupi, studenci 250 rupi, więc kto miał kartę ISIC, Euro26 troszkę zaoszczędził. Tutaj dopiero dostrzegamy prawdziwe niebieskie miasto, które ulokowane jest po drugiej stronie fortu. Trochę spaceru, nauka zwijania turbanu (na truban potrzeba materiał o szerokości 0,5 m i długości 9 m), nauka gry na dziwnym instrumencie, świątynia Shivy i powrót do hotelu. 

 Kolejny raz zaskakuje nas właścicielka swoją pomocą. Załatwia nam bilety na kolejny dzień na pociąg i taxi na dworzec. Po powrocie jeszcze spacer po mieście z pakistańskim kucharzem, który pracował w naszym miejscu noclegowym, potem Mateusz udał się do fryzjera i... wow! Jest McDonald:) Ale radocha, udajemy się tam i niestety, ale nawet tam oprócz bułek nic nie było takie jak u nas. Mieli swoje indyjskie specjały, a Cola z lodami waniliowymi (co za wynalazek) smakowała całkiem nieźle.
Czas na powrót do hotelu, wieczorem mała integracja Polsko-Pakistańska, nauka gotowania placków indyjskich, trochę gry w karty i tak mija kolejny, ostatni dzień w Jodhpurze.
Rano pobudka, pakowanie i czas na rozliczenie z właścicielką. I tu szok, liczyliśmy, że wyjdzie nam z napojami, wycieczką, noclegiem, wyżywieniem i biletami na pociąg po ok 3000 rupi na głowę, a tu niespodzianka. Z napiwkiem wyszło 1750 INR, więc bajka! Pakujemy bagaże, jeszcze ostatnie butelki wody bierzemy na podróż i ruszamy na dworzec kolejowy. CDN...

Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/106636835353740572635/Jodhpur?authkey=Gv1sRgCK6u2-G11fH6jgE

---------------------------------------------------
Poprzednie dni:
1. Indie - start wyprawy (Qatar)

Kolejne dni:
2. Jaipur - różowe miasto
3. Agra - Taj Mahal
4. Delhi - stolica Indii
5. GOA - raj w Indiach

Film z podróży:
1. Film z wyprawy do Indii



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za odwiedzenie bloga :)
Prosimy o pozostawienie śladu po sobie w postaci opinii :) Anonimowi niech zostawią swoje imie.
Dziękujemy za wszystkie komentarze

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...